czwartek, 13 czerwca 2013

27. Ty i ja

Z punktu widzenia Justina: 
- Hej, kolego, wszystko w porządku? - Dźwięk nieznanego głosu przywrócił mnie z powrotem powoli do świata, czułem się jakbym pływał. Nie czułem żadnego bólu, ale czułem smak krwi na języku.
Prawie instynktownie moja ręka przeniosła się do czoła, kiedy starałem się otworzyć oczy.
- Nie ruszaj się.. karetka jest w drodze. - Ledwie usłyszałem owe słowa. Cały świat był zamglony i nieostry. Nie mogłem myśleć jasno, nic nie miało sensu. Powoli odwróciłem się w stronę, z której pochodził obcy mi głos. Mogłem zobaczyć sylwetkę mężczyzny ubranego w czarny płaszcz i spoglądający na mnie z niepokojem w oczach.
- Cholera. - Mruknął, patrząc obok mnie w samochód. Leniwie podążyłem za jego wzrokiem. Moje ciało ruszało się niemożliwie wolno, a głowa pulsowała. Ledwo słyszałem co mówił mężczyzna, ponieważ gdy zobaczyłem ją, wszystko się zatrzymało.
Twarz Blair była pozbawiona życia, umazana krwią i blada jak kartka papieru. Żyła, ale była nieprzytomna. Przez rozbitą przednią szybę dostawał się zimny deszcz, który dostarczał nam nieustępliwy chłód.
- Blair. - Wychrypiałem. Pomimo mojego wysiłku mój głos był chrypliwy i ledwo słyszalny.  Mężczyzna na próżno wciąż próbował otworzyć drzwi od strony Blair, by móc ją stamtąd wydostać. - Blair. - Spróbowałem raz jeszcze, tym razem mój głos był nieco silniejszy.
 Nieznany mi mężczyzna zrezygnował z wyważenia drzwi przy Blair i pobiegł do mnie, dając mi dwa bawełniane koce.
 - Przykryj ją jednym, a drugim siebie. - Polecił. Skinąłem głową i z trzęsącymi się dłońmi zrobiłem to co kazał. Kiedy jeden koc nie powstrzymał dreszczów Blair postanowiłem przykryć ją drugim, owijając go mocno wokół niej. - Człowieku, siebie musisz też przykryć, złapiesz zapelenie płuc w taką pogodę.
- Nie obchodzi mnie to. - Odpowiedziałem cicho. - Ona potrzebuje oby dwóch kocy. - Właśnie wtedy w oddali dało się słyszeć dźwięk karetki. Hałas syren przyniósł mi chwilową ulgę.
- Spróbuj ją obudzić. Nie potrząsaj nią za bardzo, bo możesz uszkodzić jej rdzeń, ale rób to co możesz. - Nakazał mężczyzna. - Idę ustanąć na drodze, by wskazać miejsce karetce. - Tylko siknąłem głową, z poważnym wyrazem twarzy.
Następne pięć minut spędziłem błagając Blair o to, by się obudziła, by coś powiedziała, by uścisnęła moją dłoń. Bezskutecznie. Kiedy przybyła karetka szybko wyciągnęli ją z samochodu i umieścili na noszach. W tym czasie udało mi się odzyskać kontrolę w nogach i bez namysłu pobiegłem za sanitariuszami, którzy szli do ambulansu.
- Proszę pana, musi zostać pan zbadany. - Powiedziała drobna blondynka, kładąc ostrożnie swoją dłoń na mojej klatce piersiowej by mnie powstrzymać.
- Nie, muszę być z nią w karetce. - Sapnąłem, czując się beznadziejnie. Kobieta westchnęła i przejechała ręką po mokrych od deszczu włosach.
- Przykro mi, nie mogę na to pozwolić. Będziesz jechał drugą karetką. - Na chwilę patrzyłem na nią z powątpieniem, zanim moje ciało przejęła złość.
- Dlaczego do cholery miałbym to zrobić? - Krzyknąłem. - To moja dziewczyna i muszę wiedzieć czy jest z nią wszystko okej. - Kobieta patrzyła na mnie z poważnym wyrazem twarzy.
- Wiem, przykro mi, ale zajmiemy się nią. Obiecuję. - Jej głos był zaskakująco spokojny i niemal pocieszający.
- Nie mogę jej zostawić.
- Bardzo mi przykro. - Odpowiedziała szczerze. - Zobaczysz ją wkrótce. - Kobieta uśmiechnęła się współczująco, zanim odwróciła się i pośpieszyła do karetki, w której znajdowała się Blair. Zostawiony mnie stojącego w strugach deszczu. Modliłem się do Boga o to, by zadbał o Blair.
. . .
Poczekalnie w szpitalach są w pewnym rodzaju formami tortur. Jeśli nie odnosisz żadnego bólu fizycznego, to psychika sprawi, że chciałbyś. Tak właśnie się teraz czuję. Zostałem zbadany około godziny temu, krótko po tym pielęgniarka poinformowała mnie, że oprócz drobnego wstrząsu ze mną wszystko dobrze. Moja rana znajdowała się wzdłuż lini włosów, więc będzie ledwo widoczna, gdy się zagoi. Stan Blair wciążbył mi nieznany, i chodziłem tam i z powrotem po poczekalni wyobrażając sobie najgorsze scenariusze.
Kate, Georgia, Ryan i Chaz byli w drodze do szpitala, podczas gdy moja mama i mama Blair czekali na dole w holu na ich przybycie.
Jęknąłem ponownie, kiedy zaczynałem czuć się bardziej niecierpliwy. Opadłem na jedno z plastikowych krzeseł i zamknąłem oczy, życząc sobie by to wszystko było snem.
- Pan Bieber? - Moje oczy natychmiastowo się otworzyły.
- Obudziła się. - Poinformowała mnie młoda kobieta. Była ubrana w niebieskie spodnie, tak jak i pasującą do tego górę, co oznacza, że była w tym szpitalu pielęgniarką.
- Mogę ją zobaczyć? - Zapytałem, wstając i przebiegając dłonią po moich splątanych włosach. Pielęgniarka uśmiechnęła się i przytaknęła.
- Ciągle o ciebie pyta. - Czułem jak na mojej twarzy pojawia się natychmiastowo uśmiech ulgi i chęć przytulenia kobiety przede mną.
- Dziękuję! - Zawołałem z wdzięcznością. Pielęgniarka tylko się zaśmiała i skinęła na mnie, bym podążał za nią korytarzem.
- Jeśli czegoś potrzebujesz zawołaj kogoś. - Powiedziała pielęgniarka.
Skinąłem głową i mruknąłem kolejny dziękuję, zanim otworzyłem niebieski drzwi do prywatnego pokoju Blair. Siedziała na łóżku, wsparta licznymi poduszkami, patrząc wyczekująco na drzwi. W chwili kiedy jej wzrok wylądował na mnie na jej ustach pojawił sie uśmiech.
- Hej kochanie. - Odetchnąłem, idąc szybko w jej stronę i całując ostrożnie w czoło. Co ciekawe, jej twarz była prawie bez szwanku, miała kilka drobnych ran na bokach twarzy, i jedną małą przebiegającą wzdłuż jej szczęki.
- Wygląda okropnie? - Zapytała z niepokojoem zauważając, że się jej przyglądam. Pokręciłem stanowczo głową.
- Wyglądasz idealnie. - Blair pozwoliła, by na jej twarzy ponownie pojawił się uśmiech, zanim zmarszczyła brwi.
- To tak jakby cały świat był przeciwko nam.  - Mruknęła, patrząc na kartę, która była przyczepiona do jej szpitalnego łożka. Westchnąłem i pochyliłem się do przodu, składając pocałunek na jej policzku, tuż nad jednej z ran.
- Świat nie jest przeciwko nam.
- Jesteśmy razem przez mniej niż jeden dzień, Justin, i już mieliśmy wypadek samochodowy i Abby rozprzestrzeniała plotki o naszym zerwaniu. - Potrząsnąłem głową. - To nie jest opera mydlana, Justina, takie rzeczy się po prostu nie dzieją.
- Blair, przestań. - Powiedziałem, biegając kciukiem po jej policzku.
- Nie. Justin, Ja..
- Przestań. - Przerwałem. - Wiem co robisz, Blair.
- Nic nie robię... poza byciem realistką. - Powiedziała, a jej oczy patrzyły w moje.
- Próbujesz mnie odepchnąć.. ponieważ się boisz. - Wyszeptałem, patrząc w jej niesamowite brązowe oczy. - Ale ja się nie boję, Blair, i nie pozwolę ci odejść, mam tylko ciebie. - Zmarszczyła brwi, patrząc tak, jakby miałą się rozpłakać.
- Może to nie miało tak być. Może sprzeciwiamy się losowi? - Potrząsnąłem głową w niezgodzie.
- Los zetknął nas ze sobą.
- Może my..
- Blair.. - Przerwałem, stając się nieco zdenerwowany. - Jeśli świat jest przeciwko nam to w takim razie jesteśmy tylko ty i ja. - Blair odetchnęłą ciężko i zamknęła oczy, siedząc w ciszy przez kilka torturujących chwil.
- Wszystko w porządku, kochanie? - Zapytałem zaniepokojony. Wcześniejsze uczucie zdenerwowanie natychmiastowo znikło.
- Boli mnie głowa. - Odpowiedziała, przymykając mocno powieki.
- Pójdę po pielęgniarkę. - Szybko otworzyła oczy.
- Nie, Justin.. Ja.. Będzie ze mną dobrze, proszę zostań. - Prosiła.
- Zaraz wracam, ona jest na dole. - Odpowiedziałem, szybko całując ją w czoło, zanim pośpiesznie wyszedłem z pokoju na korytarz, poszukując pielęgniarki, z którą wcześniej rozmawiałem.
. . .
- Whoa, co do cholery oni jej dali? - Zapytał Chaz, wyraźnie rozbawiony stanem w jakim była Blair. Leki, które jej dali na ból działały łatwo, ale ze względu na jej wagę działały zbyt dobrze.
- Stary, nie mam pojęcia.
- Jesteś pewien, że jej nie upili? - Zapytała Kate, patrząc na Blair. Mówiła o swojej nienawiści do ośmiolatków.
- Widzicie, wszystkie, siedmiolatki są okej. Wiecie, mówienie, że sześciolatki są przerażone siedmiolatkami, ponieważ siedmiolatki zjadają dziewięciolatki. Siedmiolatki powinny zjadać ośmiolatków, ponieważ wtedy dzieci stają się bachorami. - Przewróciłem oczami, starając się powstrzymać śmiech. Georgia i Chaz, mimo, że się starali, poddali się i teraz z ich oczu płynęły łzy śmiechu, podczas gdy trzymali się za brzuchy. - Widziałam raz ośmiolatka, może nia miała tyle lat, ale dłubała w nosie, więc zgaduję, że była ośmiolatką. Chodzi mi o to, co za inna osoba by tak zrobiła? Tylko ośmiolatki mogą być takie.. obrzydliwe. - Blair przerwała na chwilę, spojrzała na szpitalną bransoletkę, zaśmiała się głośno i kontynyowała swoją historię. - Chaz, właściwie, myślę, że ty zrobiłeś tak kilka tygodni temu. Jesteś jak ośmiolatek w ciele szesnastolatka. Jeśli byłbyś dziewięciolatkiem w ciele szesnastolatka wszyscy lubili by cię bardziej. Chodzi mi o to, nie mniej mi za złe, kocham cię, aleeeeeeeee byłbyś fajniejszy jeśli nie byłbyś ośmiolatkiem.
- Hej! Nie mam ośmiu lat!
- To właśnie chcesz żebyśmy myśleli. - Powiedziała Blair, patrząc podejrzyliwie na Chaza. Nie trwało długo, zanim zaśmiała się histerycznie i krzyczała coś nie zrozumiałego.
- O Boże. - Mruknęła Kate, zanim się zaśmialiśmy. Mama i Carol, mama Blair siedziały w kącie pokoju starając iśe ignorować naszą szóstkę, kiedy Blair zaczęła wyznawać miłość do każdej osoby znajdującej się w pokoju, włączając w tym pacjenta, osiemdziesięcioletniego mężczyznę, który przypadkowe wszedł do pomieszczenia w czasie jej przemowy.
Wktórtce potem Blair zasnęła i zostawiła nas wszystkich wspominających jej wypowiedzi. Mama i Carol udały się po kawę, zostawiając nas samych.
- Więc, jesteście oficjalnie razem? - Zapytał Ryan, podążając wzrokiem między mną a Blair. Przytaknąłem głową, czując jak uśmiech pojawia się na wargach. Obie dziewczyny znajdujące się w pokoju wydały okrzyki radości. Ryan i Chaz uśmiechnęli się do mnie, widocznie nie zaskoczeni wiadomościami.
- To dobrze bracie. - Pogratulował Ryan. - Traktuj ją dobrze, zasługuje na to.
- Wiem. - Odpowiedziałem, przytakując w zgodzie. Blair zasługuje na bycie traktowaną jak księżniczka, nie tylko dlatego, że przeszła przez wiele, ale dlatego, że nią była.
- Poważnie. - Wtrąciła Kate. - Jeśli złamiesz jej serce wyrwę ci jaja i wsadzę je w twoją dupę tak głęboko, że.. - Skrzywiłem się.
- Whoa! Przestań. - Kate zaśmiała się, patrząc na mnie radośnie.
- Po prostu nie zrań jej i wszystko będzie dobrze. - Powiedziała. Kate i ja nigdy nie byliśmy blisko, w zasadzie, ona prawdopowodnie nienawidziła mnie tak bardzo jak kiedyś Blair, jeśli nie bardziej, miesiąc temu, ale wygląda na to, że teraz, kiedy ja i Blair jesteśmy razem jest skłonna do polubienia mnie.
To szalone jak wiele się zmieniło. Ale pod koniec dnia, jeśli dwie osoby są sobie przeznaczone to będą razem, i nie mam żadnych wątpliwości, że ja i Blair jesteśmy sobie przeznaczeni.  Nie ważne jak bardzo mnie odpycha, będę przy niej.

6 komentarzy:

  1. tak sie cieszę, że ten wypadek nie był jakiś poważniejszy. jakie szczęście <3 cudowny i czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej. *o* czekam na kolejny. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. jak dobrze, że nic poważnego się nie stało w tym wypadku... i w ogóle to Blair się dziwnie po tych lekach zachowywała hahah xD czekam już na NN <3

    @saaalvame

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze że się nic poważnego nie stalo. Kocham to <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dobrze, że nic się im nie stało. ;)

    OdpowiedzUsuń