Deszcz nadal padał bezlitośnie, a cała droga była zalana.
- Są prawie święta! - Wykrzyknął Justin, kiedy przejechaliśmy obok małego świątecznego drzewka znajdującego się na farmie. Odwróciłam wzrok od jezdni i spojrzałam na widocznie podekscytowanego Justina. Jak na siedemnastoletniego chłopaka, który powinien być dojrzały, on zdecydowanie zachowuje się jakby miał pięć lat.
- Jest październik. - Przypomniałam mu, uśmiechając się, kiedy odwróciłam wzrok ponownie na jezdnie.
- Nigdy nie jest za wcześnie, aby czuć ducha Świąt, niedźwiedzico Blair, w zasadzie, przypominam sobie, że pewnego roku świętowałaś je w sierpniu, ponieważ nie chciałaś dłużej czekać.
- A ja przypominam ci, że brałeś w tym udział.
- Tak... Ciężko byłoby zapomnieć dwie godziny siedzenia na kanapie i słuchania wykładu naszych mam o znaczeniu Świąt. - Zaśmiałam się.
- Najgorsze. Świąta. Kiedykolwiek.
- To nie były Święta..
- Skarpetki były porozwieszane, dałeś mi prezenty. To były święta. - Kątem oka widziałam, jak Justin się do mnie uśmiecha.
- To były dla nas święta, tak? - Przytaknęłam.
- Moglibyśmy mieć święta w marcu i nie miałoby to dla mnie znaczenia, tak długo jakbyś ty tam był. - Nie zastanowiłam się nad słowami, które wypowiedziałam. Były prawdziwe, oczywiście, ale nie myślałam o tym jak mogą oddziałowywać. W powietrzu natychmiastowo wzrosło napięcie. Te proste słowa przypomniały nam święta, które spędziliśmy osobno, gdy żaden z nas nie starał się odezwać, czy spędzić chociaż dzień razem. Przegapione lata wciąż nie są zapomiane.
Dalsza jazda samochodem przebiegła nieprzyjemnie cicho. Jedynym hałasem był uderzający o szybę samochodu deszcz i gwiżdżący wiatr. Kiedy podjechaliśmy pod bramę, zaparkowałam samochód i wyjrzałam przez okno.
- To twoja góra? - Zapytał cicho Justin. Dźwięk jego ochrypłego głosu sprawił, że podskoczyłam. Odwróciłam się do niego i przytaknęłam.
- Jest to jedyne miejsce, w którym nie czuję się oceniana. - Odpowiedziałam, zanim wyszłam z samochodu na deszcz. Przeszłam już przez bramę, kiedy Justin objął mnie ramieniem wokół talii i przybliżył do siebie. Mimo lodowatego deszczu, jego dotyk i ciało mnie ogrzewały.
Wiedziałam dokładnie, gdzie idę, szłam przez cmentarz Avondale, między grobami. Niektóre były tak stare, że deszcz zmywał to co było na nich napisane.
Zwróciłam uwagę na otoczenia i Justina. Zatrzymaliśmy się, gdy w końcu dotarliśmy do pominka Liama. Tutaj, w wschodniej części cmentarza, była tablica, którą widziałam mnóstwo razy przez kilka miesięcy. Usiadłam na zwilżonej trawie i przebiegłam palcami po złotym napisie, który był wyryty na grobie. Słowa były proste:
Liam Taylor Collins
Kochany syn
Najpiękniejszy aniołek Boga, zabrany zbyt szybko
Na zawsze w naszym sercu
21 Kwietnia – 2 Września 2011
Zanim zdałam sobie sprawę, przypomniałam sobie osiągnięcia Liama; jego pierwszy uśmiech, pierwszy oddech, pierwszy płacz. Nigdy nie usłyszałam jego pierwszego słowa, nie widziałam jak stawia pierwszy ktok. To nie zbyt sprawiedliwe. Cholera, to nie sprawiedliwe, nawet nie jest temu bliskie. Ludzie w tym świecie biją swoje dzieci, chcą żeby ich nie było.
Śmierć Liama była czymś konkretnym, katastrofalnym, ale jednak prawdziwym. Nigdy nie zrozumiem dlaczego Liam musiał umrzeć, a my wszyscy żyjemy. Chciałabym porozmawiać z Bogiem o wszystkim, próbując, bezskutecznie się dowiedzieć. Z czasem jednak, zrezygnowałam. Rozmawiając o tym, rozumiejąc to.. nawet jeśli odpowiedzi by przyszły to nic by nie zmieniło. Słowa nie przywrócą mojego syna z powrotem.
- Najlepsi umierają młodo. - Szepnął Justin, jego głos był cichy, wypełniony smutkiem. Natomiast mój głos był pomieszany z łzami.
- Cóż, Liam był najlepszy. - Justin usiadł po turecku, obok mnie i bez wysiłku zwrócił moją drobną postać na swoje kolana. Nieśmiało oparłam głowę na jego klatce piersiowej, będąc wdzięczną za ciepło jego ciała. Objął mnie ramionami i oboje po prostu patrzyliśmy na pomnik przed nami, nie wypowiadając ani słowa, kiedy usłyszeliśmy grzmot.
- Nienawidzę burz. - Wyszeptałam, moje oczy nadal patrzyły na wyryte złote słowa, ale nie mogłam już ich rozczytać, z powodu łez i deszczu.
- Wiem. Zawsze chciałaś żebym z tobą został, kiedy byliśmy w domku narciarskim.
- Zawsze mnie chroniłeś.
- Nigdy tego nie potrzebowałaś.
- Ale i tak to robiłeś. - Wzruszył ramionami.
- Byłaś przerażona.
. . .
- Justin! Justin! - Piszczałam, zaciskając dłonie na uszach w celu zagłuszenia odgłosu burzy i wycia wiatru. Czułam jak cały świat kręcił się wokół mnie. Bałam się, że dom narciarski zaraz się rozpadnie. - Blair, Blair! Uspokój się, co się dzieje? - Uspokajała mnie mama, wchodząc do mojego pokoju.
- Chcę Justina! - Płakałam, odpychając jej ciepłe ramiona. Kochałam moją mamę, ale jej ramiona nie sprawiały, że w takich momentach czułam się bezpieczna.
- Pójdę po niego, kochanie. Uspokój się. - Pocałowała mnie w policzek, zanim szybko opuściła mój pokój w celu znalezienia Justina.
W chwili, kiedy przyszedł Justin byłam całkowicie przykryta kocem, modląc sie o to by burza się skończyła. Moje ciało było wstrząśnięte strachem, a serce biło niemal boleśnia.
- Bliar - Niedźwiedzico? - Młodzieńczy głos Justina przeszedł przez pokój. Nie odważyłam się ściągnąć koców z mojej twarzy.
- Blair, jest w porządku. - Powiedział, zdejmując ze mnie koce i przytulając.
- Boję się.
- Jestem tutaj.
- Nienawidzę burz.
- Będę cię chronił. - Obiecał.
- Zostaniesz ze mną? - Zapytałam, a mój głos brzmiał zdesperowano.
- Tak.
- Całą noc?
- Nie zostawię cię, prześpij się, Blair.
- Dziękuję, Jay. Dobranoc. - Wymamrotałam.
- Dobranoc, kocham cię, Blair. - Wyszeptał Justin, umieszczając swoje miękkie usta na moim czole. Moje oczy stawały się ciężkie, a ciało zbyt zmęczone, by móc coś odpowiedzieć. Ale wiem, kocham Justina, jest moim najlepszym przyjacielem.
. . .
- Wtedy pierwszy raz powiedziałeś mi, że mnie kochasz. - Przypomniałam. Przeniosłam wzrok z pomnika Liama i wyciągnęłam szyję, by móc spojrzeć na Justina, który patrzył na mnie z uśmiechem na twarzy.- A ty nawet nie odpowiedziałaś. - Zachichotał, zanim umieścił swoje wargi na moim czole, tak jak tamtej nocy.
- Zasnęłam.
- Wiem.
- Ale kochałam. Kochałam cię wtedy i wciąż cię kocham.
- Też cię kocham. - Po tym nie trzeba było nic mówić. Oboje patrzeliśmy na pomnik Liama w ciszy, zamyśleni w własnych myślach. Dopiero, kiedy zaczęło mocniej padać zdecydowaliśmy opuścić cmentarz. Kiedy dotarliśmy do samochodu oboje bylimy przemoknięci do suchej nitki. Wycieraczki na szybie najwidoczniej nie robiły żadnej różnicy, droga nadal była ledwo widoczna. Widziałam Justina, który ciągle na mnie patrzył, z małym uśmieszkiem na twarzy, sprawiając, że się rumienię.
Kiedy byliśmy na zakręci zauważyłam coś dziwnego w połowie drogi. Kojot, patrzył prosto w światła.
Jechałam zbyt szybko, by się zatrzymać, ale instynktownie moja stopa wylądowała na hamulcu. Usłyszałam pisk opon, które stawicły przczepność przez zalaną deszczem powierzchnię.
Czułam niesamowity rozpęd, który zmuszał auto ruszać się do przodu, a kojot wciąż stał w miejscu. Widziałam jego oczy świecące w ciemności.
Mój własny krzyk wypemniał powietrze wraz z Justinem, kiedy pośpiesznie przekręciłam kierownicą na lewo. Samochód ruszył w poprzek drogi, omijając zwierzę trochę ponad metr. Kojot w końcu ruszył z miejsca i pobiegł w przeciwną stronę, ale to było zbyt późno, by coś zmieniło. Czułam jak samochód opuszcza jezdnię i wjeżdża na ziemię. Drzewa z boku drogi było od nas mniej niż pięć metrów. Gorączkowo przekręciłam ponownie kierownicę, ale samochód nie zareagował, jechał gwałtownie do przodu, a ja nic nie mogłam zrobić.
W moim umyśle przebiegała adrealina i strach. Świat wokół mnie wydawał się poruszać szybko, a potem nagle wolno.
Rozbijamy się, to nie uniknione.
Zdanie sobie sprawy z tego co się dzieje trwało tylko kilka sekund, zanim samochód uderzył w drzewo. Ostatnią rzeczą, którą usłyszałam było okropne skręcanie się metalu i tłuczenie szkła przede mną.
Udało mi się rzucić ostatnie, nieprzytomne spojrzenie na Justina. Potem nie było już nic.
____________________________________________
Trochę krótki, ale zaskakujący, czyż nie? ;-) Czyta ktoś jeszcze to opowiadanie, bo coraz mniej z was komentuje nowe rozdziały ? :<
taak ! ono jest super :)
OdpowiedzUsuńOczywiście ; ) świetne!@monajsss
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńŚwietny. *o*
OdpowiedzUsuńŚwietny. *o*
OdpowiedzUsuńIm nie może się nic stać.!!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn. <3
omg :o świetny rozdział, czekam na nn!
OdpowiedzUsuńDodawaj szybko następny ! <333
OdpowiedzUsuńO mój boże.. jak mówiła. jeśli zdarzy Ci się coś szczęśliwego - później nadejdzie nieszczęście.. @Beebssy
OdpowiedzUsuńO BOŻE ;-;
OdpowiedzUsuńoh God.. masakra
OdpowiedzUsuńjej ;< Im nie może się stać coś złego...! nie może! ;< Boże... teraz będę żyć w niepewności, czy wszystko z Nimi w porządku...
OdpowiedzUsuń@saaalvame
o jenki ! co sie porobiło ;o
OdpowiedzUsuńPS> czytam ! <3
Kiss, Aly xx
Świetne <3 Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJejku czekam na następny <3
OdpowiedzUsuń